​Rozkosze rodem z nieba. I dramaty niczym z piekła. Jakie ślady własnych przeżyć pozostawili w swoich niesamowitych pracach Caravaggio, Goya, Dalí, Malczewski czy Beksiński? Eseje do wybranych arcydzieł sztuki malarskiej napisała historyczka sztuki Marta Motyl w wydanej niedawno książce "Sztuka Fantazjowania. Między piekłem a niebem".

Z pisarką Martą Motyl rozmawiała nasza dziennikarka Katarzyna Sobiechowska-Szuchta:

Wybrane przez autorkę książki prace łączą sugestywne wizje, przedziwne marzenia, pierwiastki romantyzmu, symbolizmu i surrealizmu, niezależnie od czasu, w którym powstały. Ale też nieposkromiona i pozbawiona granic wyobraźnia ich autorów. Reprodukcje i eseje zawarte w książce przybliżają czytelnikowi twórcze drogi wielu znanych wizjonerów sztuki. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Lira. 

Przeczytaj fragment rozdziału "OD CHUCI DO HORRORU - Ogród rozkoszy ziemskich Hieronima Boscha":

Jednym z tych najbardziej ikonicznych jest Ogród rozkoszy ziemskich (1490-1500), na który składają się dwa skrzydła zewnętrzne i trzy skrzydła wewnętrzne. Wspólnie snują historię świata w duchu średniowiecznego uniwersalizmu i dydaktyzmu. (...) Zatrzymajmy się w pierwszej Boschowskiej krainie mlekiem i miodem płynącej. W Raju ziemskim, gdzie Bóg pod młodzieńczą postacią Chrystusa dokonuje zaślubin Adama i Ewy. "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi", daje pierwszym ludziom pierwsze przykazanie. Zdawałoby się, że harmonijnej narracji tej sceny nie jest w stanie zakłócić żadna przeszkoda, żadna pokusa, żaden podstęp. Biały jednorożec, który chłepcze wodę z sadzawki przy fontannie — fontannie życia — symbolizuje czystość człowieka przed popełnieniem grzechu pierworodnego. A jednak, kiedy baczniej przyjrzeć się obrazowi, z tejże sadzawki wypełzają na ląd salamandry, które trudno zaliczyć w poczet istot niewinnych. Natomiast nad drugą sadzawką, rozlewającą się poniżej sceny zaślubin, gromadzą się czarne ropuchy (symbol diabła), martwe ryby (odniesienie do grzechu) czy długonosa kreatura z nosem w księdze (personifikacja zła pomysłu Boscha, która w jego działalności artystycznej wykazuje tendencję do stałego powrotu). Diabelskie siły czyhają zatem na okazję do działania — nawet w raju. Czy się nadarzy? Odpowiedzią będą kolejne skrzydła tryptyku.

Również Ogród rozkoszy emanuje energią świata, który powstał zaledwie przed chwilą. Wszak jego mieszkańcy, potomkowie i potomkinie Adama i Ewy, pozostają nadzy, a ich ciała cechują uroda i urok właściwe młodości. (...) Średniowieczni moraliści podpowiedzą nam, że w sadzawce wodzą na pokuszenie nieodrodne córy Ewy. Uwiedzenie mężczyzny i zwiedzenie go na manowce, zapoczątkowane sprawą Adama, ukazywano w przedstawieniach, w których nadobnicę otaczał krąg adoratorów. U Boscha mamy do czynienia z całą grupą nadobnic nakłaniających do rozwiązłości. W takim kontekście dosiadający koni adoratorzy sygnalizują także, że dosiadają swoich niskich instynktów (zwłaszcza że personifikacje grzechów pokazywano w trakcie jazdy na oklep). W pobliżu rozlewających się sekssadzawek wznoszą się seksprzybytki o fallicznych kształtach. Oto wilgoć damskich narządów płciowych versus sztywność męskich — kolejna oznaka seksgotowości. Elementy niektórych budowli kojarzą się także bardziej niewinnie, z naciekami zwisającymi ze stropów jaskiń i narastającymi z ich dna, czyli ze stalaktytami i stalagmitami. Inne ich części przywodzą na myśl łodygi, liście, pąki. Zdarza się, że z marmuru wyrasta prawdziwa roślinność, zatem martwe zamienia się w żywe — mniej lub bardziej dosłownie. Taki zabieg kojarzy się również z nowoczesną architekturą projektowaną przez Antoniego Gaudiego, czerpiącą z tego, co organiczne. Cóż, panie Gaudi, pan Bosch był pierwszy. Strzeliste sylwety budynków Gaudiego wydają się nieodrodnymi potomkami gotyckich świątyń, które w Boschowskim wydaniu są jak świątynie miłości. Właściwie wszyscy mieszkańcy Ogrodu rozkoszy wsysają się w zmysłowość niczym w miąższ. A jaki soczysty, a jaki lepki...